Archeologia lotnicza ▪ Artur Jędz

Opublikowano: 23 maja 2012, Odsłon: 2 422
  • Poszukiwacze pozostałości wojennych z osiedla Zawiszów w trakcie penetracji lasów na południowy zachód od wsi Bojanice i na południe od wsi Bystrzyca Górna odkryli miejsce, w którym tkwiły w ziemi części samolotu. Udało się tu m.in. znaleźć tabliczkę blaszaną z napisami: DORNIER METALLBAUTEN G.M.B.H. FRIEDRICHSHAFEN AB. BAUMUSTER DO 17-E 2. SACH NR 17609-01. RUSTORF OP WERK 897. Z tabliczki tej bezspornie wynika, że znalezione części należały do niemieckiego bombowca typu Dornier Do-17E-1.

    Stopione fragmenty pozwalają przypuszczać, że wymieniony samolot spłonął. Niepewną jest wiadomość, zasłyszana podobno od jakiegoś Niemca, że wypadek samolotu wydarzył się w 1943 r. Na zdjęciu wykonanym w 1944 r., obok szeregu śmigłowców stojących na lotnisku pod Pszennem, widać w głębi sylwetkę dwusilnikowego samolotu bojowego. Stąd wniosek, że na podświdnickim lotnisku pod koniec wojny stacjonowały samoloty tego typu.

    Co było przyczyną katastrofy samolotu i kiedy ona dokładnie nastąpiła, nie wiemy. O zupełnej nieznajomości stosunków panujących w Niemczech w czasie drugiej wojny światowej świadczy twierdzenie (patrz „Wiadomości Świdnickie” z 23-30.09.2003 r.) magistra Sobiesława Nowotnego, historyka świdnickiego zwącego się nauczycielem akademickim, urodzonego w dwadzieścia osiem lat po zakończeniu wojny, że nie trafił on w prasie niemieckiej na wzmianki o katastrofie lotniczej wymienionego samolotu.

    Każdy, kto pamięta czasy wojny wie, że katastrof czy zestrzeleń poszczególnych samolotów nie podawano do publicznej wiadomości. Również przypuszczenie, że samolot mógł być przeciążony i dlatego runął na ziemię, nie wytrzymuje krytyki. Wiadomo, że samolotów bojowych raczej nie przeciążano, gdyż nie pozwalała na to ściśle określona procedura załadunku. Także hipoteza, że mogą to być szczątki rozbitego samolotu gauleitera Karla Hankego, który nim uciekał z Wrocławia, jest zupełnie bzdurna. Karl Hanke uciekał jednosilnikowym samolotem typu Fieseler Fi-156 Storch i doleciał nim (wprawdzie podobno z przymusowym lądowaniem) do Świdnicy i dalej przez Jelenią Górę prawdopodobnie do Czech.

    Zainteresowany sprawą pewien były żołnierz niemiecki pamięta, że kiedy spadł niemiecki czy aliancki samolot, natychmiast udawała się w teren ekipa żołnierzy, która pieczołowicie zbierała, nawet wykopując, najmniejszy szczątek złomu metalowego.

    To, że w lesie pod Bojanicami zachowało się tak dużo metalowych części samolotu zdaje się świadczyć o tym, że samolot rozbił się pod koniec wojny, może na przedwiośniu lub wczesną wiosną 1945 r. Wtedy to nie było już odpowiedniej ekipy poszukiwawczej, a zamarznięta ziemia utrudniała penetrację.

    Może wymieniony samolot został zestrzelony przez myśliwca radzieckiego?


    Kategoria: Nauki pomocnicze historii i pokrewne

  • Dodaj komentarz

    Dodaj komentarz