Z cyklu opowieści kryminalne – „Z pamiętnika naczelnika” Śmierć z rąk STASI ▪ Janusz Bartkiewicz

Opublikowano: 23 maja 2012, Odsłon: 3 959
  • O tej sprawie mówiła nawet rozgłośnia Radia Berlin i pisała szeroko niemiecka prasa. Śledztwo prowadziłem od lutego 1992 roku. Zakończyła się tragiczną śmiercią człowieka, z którym współpracowałem. Został zamordowany, ponieważ nie posłuchał się moich poleceń i zaczął działać na własną rękę.

    Nie wiem, czy dla jego rodziny jakimkolwiek pocieszeniem może być fakt, iż jego śmierć przyczyniła się do rozbicia groźnej polsko-niemieckiej bandy przestępczej i usunięcia z policji wschodnich niemieckich landów, funkcjonariuszy z byłej politycznej policji, osławionej niechlubną przeszłością, STASI. W 1992 roku, podczas jednej z realizowanych wtedy spraw kryminalnych, nawiązałem kontakt z osobą, która działała w jednym z tworzących się w tym okresie zorganizowanych grup przestępczych. Będę nazywał go Kamil, by nie ujawnić nawet jego prawdziwego imienia. Kamil był żonaty i był ojcem dwóch małych dziewczynek, które bardzo kochał i właśnie dla spokoju rodziny postanowił zerwać swoje przestępcze kontakty. Na jego nieszczęście z takiej grupy odchodziło się tylko w jeden sposób, poprzez fizyczną likwidację. Wtedy to był istny „dziki zachód”, bo nowopowstała Policja była mocno osłabiona, przepisy były niestabilne i nieostre, a ludzie mający trochę sprytu i poparcia politycznego, robili dzięki tym przepisom tzw. kokosowe interesy. Myślę, że nie będę grzeszył nieskromnością, gdy wyznam, że byłem chyba prekursorem działań dzisiejszego CBŚ i instytucji świadka koronnego.

    Zaczęło się od handlu narkotykami i bronią

    Wszystko to, co się wtedy działo mogłoby być kanwą filmowego scenariusza. Niemieccy dziennikarze, którzy sprawą się wtedy zajmowali, mieli nawet zamiar taki scenariusz filmowy napisać. Niestety, nic z tego nie wyszło. Kamil, wiedząc, że jestem oficerem Policji wyznał mi, że ma problem, którego nie umie rozwiązać. I chciał żebym mu pomógł. Zaoferował swoją pomoc w rozbiciu tego gangu, korzystając z faktu, że ma on w nim silną pozycję. Według jego relacji, która została później potwierdzona poprzez nasze działania, zawiązała się polsko-niemiecka grupa przestępcza, która miała na celu działalność związaną z handlem narkotykami i bronią, przemytem z terenu Syberii różnych zwierząt futerkowych i innych, uznawanych za egzotyczne. W planach było też przemycanie z jednej z postradzieckich republik pewnej ilości substancji radioaktywnych, w specjalnie opracowanym pojemniku, którego plany Kamil miał dostarczyć grupie w Niemczech. W pewnym momencie podjęto też próbę przemytu broni, do jednego z bałkańskich państw, ogarniętych wojną domową. Próba ta nie wypaliła, ponieważ belgijscy kontrahenci mieli jakieś podejrzenia, co do osób, które pojawiły się jako ewentualni pośrednicy. Osobiście siedziałem w odległości kilku metrów od tych ludzi, w jednej z restauracji na terenie Opolszczyzny, a całe to spotkanie było przez nas filmowane. Główne kierownictwo grupy znajdowało się w jednym z miast byłej NRD, a polska jej część dowodzona była przez młodą, bezwzględną kobietę, której tzw. „narzeczonym” był były członek enerdowskich wojskowych służb specjalnych, w wieku około 28 lat, ale z doskonałym zawodowym doświadczeniem.

    Pierwszy świadek koronny

    Mogę się chyba uznać za prekursora obecnej formuły świadka koronnego, ponieważ dla zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie Kamila, przeszła ona praktycznie na nasze utrzymanie. Zapewniliśmy jej mieszkanie, jednemu z dzieci naukę w szkole, a także pomoc finansową i medyczną i to w taki sposób, jak czyni się to obecnie w stosunku do świadków koronnych. O sprawie wiedział wówczas jedynie komendant wojewódzki, naczelnik wydziału kryminalnego i jeden z moich podwładnych. Wykorzystując potrzeby gangu, za pomocą Kamila, ulokowaliśmy dwóch naszych ludzi w pobliżu najważniejszych w grupie osób, zarówno w Polsce jak i Niemczech. Za ich pomocą na bieżąco inwigilowaliśmy poczynania przestępców, co miało nas doprowadzić do sytuacji pozwalającej na przejęcie planowanego transportu i rozbicie grupy, przy wykorzystaniu pomocy niemieckiej Policji, z którą nawiązaliśmy wstępny kontakt. Kamil poinformował mnie, że otrzymał polecenie otwarcia biura, które miało być siostrzanym odbiciem funkcjonującej w Niemczech firmy i poprzez działalność tej firmy realizowane miały być przestępcze plany. Powstanie i działanie takiego biura łączyło się z wieloma problemami, które rozwiązać mogłem tylko po uzyskaniu stosownej zgody na szczeblu komendanta wojewódzkiego. Zgody takiej nie otrzymałem i chociaż rozumiałem jej faktyczne powody, to nie mogłem się z tym pogodzić. Podjąłem wówczas ryzykowną decyzję, która mogła mnie wiele kosztować i postawić pod znakiem zapytania moją dalszą karierę zawodową. Wykorzystując swoje dobre układy w Komendzie Głównej Policji, doprowadziłem do tego, że mogłem odbyć spotkanie z ówczesnym zastępcą komendanta głównego Policji, któremu sprawę zreferowałem i który wydał zgodę na podjęcie planowanych przez mnie działań. Po powrocie do Wałbrzycha musiałem się mocno tłumaczyć komendantowi z mojego uczynku, ale na moje szczęcie zrozumiał moje intencje i potrzeby sprawy, co spowodowało, że wszystko zakończyło się tylko na lekkiej reprymendzie. O mojej eskapadzie i „samowoli”, w naszej komendzie prawie nikt nie wiedział. Przed otwarciem biura, Kamil poinformował mnie, że od „szefowej” otrzymał polecenie zorganizowania zabójstwa jednego z niemieckich bossów grupy i otrzymał od niej mapy, odręczne plany i dokładne opisy miejsc, w jakie się on przemieszczał, łącznie z podaniem czasu, fotografii samochodu i planów mieszkania. Nie przewidywaliśmy sytuacji, aby Kamilowi ktoś takie zlecenie chciał wydać i nie mogliśmy dopuścić do zabójstwa. Ponieważ mieliśmy już nawiązany kontakt z niemiecką policją kryminalną, uzgodniliśmy, że kserokopie materiałów prześlemy łączami Interpolu i niemieccy policjanci zorganizują działania, które możliwość zabójstwa wyeliminują.

    Nikt nie wiedział, że policjant jest gangsterem

    Nie przewidzieliśmy tylko jednego, czego również nie przewidzieli nasi niemieccy koledzy. Nie mogliśmy wiedzieć, że głównym szefem tej grupy jest zastępca szefa wydziału kryminalnego komendy landu, z którym współpracowaliśmy. Był to były oficer STASI, który przeszedł weryfikację i wraz z grupą swoich kolegów, został skierowany do pracy w policji kryminalnej. Wszystkie nasze informacje, trafiły właśnie w jego ręce, ale jak się szybko okazało, to on właśnie przekazał je swojej wspólniczce Polsce, której zadaniem było wynajęcie odpowiedniego człowieka do realizacji tej zbrodni. Poprzez naszego człowieka, ulokowanego w Niemczech, dowiedzieliśmy się, że Kamilowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Informacja ta pozwoliła też na identyfikację szefa grupy, byłego oficera STASI. Grupa niemiecka została rozpracowana i rozbita przez tamtejszą policję, wszyscy jej członkowie, w tym ci wywodzący się ze STASI zostali ujęci, nasi ludzie wycofani z dalszych działań. My przygotowywaliśmy się do zatrzymania członków polskiej części gangu i oczekiwaliśmy na materiały niemieckie, które miały nam w tym pomóc.

    Kamil zniknął bez wieści

    Kamil otrzymał polecenie nie ruszania się z miejsca zakwaterowania, o którym wiedziałem tylko ja i wspomniany kolega, oraz naczelnik naszego wydziału. Jednakże Kamil tuż przed Nowym Rokiem przepadł bez śladu i dopiero na wiosnę, jego zwłoki ujawniono w miejscowości odległej od Wałbrzycha o 200 km. Został rozpoznany jedynie dzięki temu, że ja i mój kolega znaliśmy nazwisko i imię, na jakie miał wystawiony dowód osobisty, oczywiście fałszywy. Gdyby nie to, że on nam te dane ujawnił, zostałby pochowany jako NN zwłoki. Czytając policyjny biuletyn, odnalazłem informację o NN zwłokach, przy których ujawniono fałszywy dowód osobisty na nazwisko, które powiedziało mi, że to musi być Kamil. Dalsze działania pozwoliły na rozpracowanie polskiej grupy, ustalenie, że zabójstwa dokonała „szefowa” i jej niemiecki „narzeczony” przy współudziale trzech innych pozostałych członków gangu, z terenu jednego z wojewódzkich miast Dolnego Śląska. Kamil zginął, bo mnie nie posłuchał i potajemnie wyjechał, aby oddać koledze samochód, którym bez mojej wiedzy, przez kilka ostatnich dni się posługiwał. Nie przypuszczał, że kolega go zdradzi i za parę złotych wyda go na pastwę tych bezwzględnych bandytów, choć wiedział, że jest przez nich poszukiwany. Cała piątka została przez nas aresztowana i skazana na długoletnie kary więzienia.


    Kategoria: Pamiętniki, publicystyka, relacje, wspomnienia

    Tagi:

  • Dodaj komentarz

    Dodaj komentarz