Przedmowa do 5 smaków, dziesiąty zbiór wierszy Tomasza Hrynacza, zawiera 37 lapidarnych scen, które składają się na historię życia pewnego anonimowego bohatera. Historię, zdradźmy, mało pokrzepiającą. Więc jeśli ktoś zachęcony tytułem sięgnie po lekturę tej książki, oczekując atmosfery feerii lub fiesty z rozgrzanej sierpniowym słońcem Malagi, ten srodze się zawiedzie. Czeka na niego bowiem jedynie polska depresyjna zima. W tej mroźnej konwencji przyjdzie czytelnikom prześledzić pewną historię naszego rodaka. Układa się ona w romantyczny schemat: nieodpowiednie odzienie, przeziębienie, gorączka i wreszcie śmierć.
Jest to zatem historia „powstańca”, z tym że nie wiadomo do końca, o co powstaniec walczy i z kim się w tej walce zmaga, być może z samym sobą. Wiadomo jednak, że jest powołany do wyższych celów, a nad jego losem ciąży fatalizm. Finał jest przewidywalny – krótki biogram w spisie narodowych bohaterów:
„Miał się nie ruszać,
ale poruszył się. Ociera się
i szamoce. Zbiera kurz zewsząd.
A imienia jego nikt nie
pamięta, bo nikt go tu nie chciał
i do bliskich mu daleko, choć bliskich
nigdy nie miał.
W sobie o tobie słyszy.
W sobie o tobie milczy.
Zatrutą drzazgą.”
(Bohater)
Oczywiście, to co dotąd napisałem, jest opowieścią równoległą do historii zawartej w tomie T. Hrynacza, ale na swoje usprawiedliwienie podam, że winny tu jest sam poeta, który swojemu czytelnikowi z premedytacją podsuwa fałszywe tropy.
Weźmy choćby pod uwagę tytuł tomu i rozbijmy go na atomy: „przedmowa” i „5 smaków”. „Przedmowa”, jak rozumiem, pojawia się tu w trzech znaczeniach. Po pierwsze jako metatekst, w którym twórca podaje czytelnikowi instrukcje co do lektury tekstu. Po drugie jako metafora kulturowa, która odsyła nas do kontekstu biblijnego i to w dwóch wariantach: (a) „przedmowa” – stan komfortu, wynikający z jednoznaczności (jeden przedmiot = jedno słowo), którego doświadczyli, naszym zdaniem, ludzie po stworzeniu świata (Księga Rodzaju) i (b) „przedmowa” – stan dyskomfortu, wydziedziczenia spowodowanego chaosem w zakresie języka po budowie Wieży Babel. Po trzecie jako integralny element struktury tomu Tomasza Hrynacza – bo poeta zamieszcza w tomie wiersz o tytule Przedmowa do 5 smaków i pojawia się on jako 27. utwór tomu. Zatem wiersze poprzedzające go można uznać jako swego rodzaju przedmowę do zasadniczej części całego tomu.
Drugi atom tytułu „5 smaków” jest jeszcze bardziej zwodniczy. I znów odnosi się do wspomnianego 27. utworu, pora go zatem zacytować:
„Słodko, bo pragnie.
Gorzko, kiedy okaże się, że nie.
Kwaśno, bo odnajduję tylko w pamięci.
Cierpko, kiedy tak musi być.
Głód życia wykupuje
nam śmierć.”
(Przedmowa do pięciu smaków)
Od razu podzielę się z Państwem pewnymi wątpliwościami. Nie jestem specjalistą w dziedzinie przyrody, więc szukałem porady u mojego znajomego, który jest doktorem biologii. Według jego relacji istnieją cztery podstawowe smaki (słodki, gorzki, kwaśny, słony), poza tym wyróżnia się dodatkowy smak umami (chiński wynalazek, który wykrywa obecność kwasu glutaminowego – ciekawe, że ten smak w Europie pojawił się wraz z produktami z Chin?!). Tak więc łatwo dojść do wniosku po zestawieniu dokonań nauki z poezją, że nie ma smaku cierpkiego. Ale poeta może czuć więcej i inaczej – licentia poetica, nieważne. Ciekawe jednak wydaje się zestawienie w poezji T. Hrynacza piątego smaku – umami ze śmiercią. To wprowadza nas w wątki polityczne i ekonomiczne. Te wątki odsyłają nas pośrednio do pesymistycznych wizji Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885-1939) – Witkacego (powieść Pożegnanie jesieni). Nie będę ich jednak rozwijać. Zamiast tego podam własną interpretację tytułu tomu Tomasza Hrynacza.
Za wyczuwanie poszczególnych smaków odpowiadają receptory umieszczone na języku. Ponadto wiadomo, że „język” dla poezji to rzecz zasadnicza. Gdy połączymy te przestrzenie, otrzymamy pewną wskazówkę co do odczytania tomu T. Hrynacza. Receptory odczuwające smak słodki umieszczone są na koniuszku języka, zaś te, które wyczuwają smak słony, rozłożone są równo po całym języku, wyczuwające smak kwaśny – po bokach języka, a gorzki w nasadzie języka. Dlaczego tego typu informacje ważne są dla poezji Tomasza Hrynacza? Dlatego że stają się metaforą ludzkiego życia: życie z perspektywy ludzi młodych jawi się jako słodkie, wkrótce jednak gdy stają się dojrzali, czują, że jest słone i kwaśne, a na końcu, gdy czas je podsumować, okazuje się, że dominował w nim posmak gorzki. Wreszcie nadchodzi śmierć.
Tom poetycki T. Hrynacza, moim zdaniem, dotyczy przede wszystkim smaku umami, który decyduje o tym, że nasze receptory są podrażnione i odczuwają przyjemność. Jednak jest to przyjemność złudna, Hrynacz od samego początku nie ufa jej. Bo wie, że kryje się za nią zdrada – śmierć.
***
„Jeśli zdarzy się tak,
jeden jedyny raz, że nie będzie już
ochoty ani smaku, czy przestaniesz się
zmuszać, dźwigać to brzemię?
Z roku na rok coraz trudniej
wygładzać krzywdy i uprzedzenia.
Zbyt wiele się nazbierało.
Pamięć ciąży jak jakiś wielki kamień.”
(Jeśli nie będzie już smaku)
Powyższy wiersz ukazuje nam jeszcze jeden ważny aspekt tomu świdnickiego poety. Aspekt etyczny. Pierwsze skojarzenie wiedzie mnie do wiersza Potęga smaku Zbigniewa Herberta (1924-1998). I takie zestawienie nie jest bezpodstawne, choć u Z. Herberta wyraźnie wyeksponowany jest kontekst polityczno-estetyczny (smak estetyki socrealizmu współbrzmiącej z totalitaryzmem). U Tomasza Hrynacza metafora smaku funkcjonuje w kontekście szeroko pojętej egzystencji. Poeta skupia się na smaku gorzkim i dlatego w portretowaniu świata jako dominanta występuje motyw niedowierzania i podważania, którego odzwierciedleniem w poetyce wierszy jest ironia i sarkazm.
Wspomniane niedowierzanie rodzi przekonanie, że rzeczywistość jest sceną teatralną, a wszelkie działania ludzi są podporządkowane z góry ustalonemu scenariuszowi. Stąd też określenia: „wypełnia się obrzęd”, „czarny scenariusz”, „sceny ostatnie”, „korowód”. Teatralizacja życia sięga do najgłębszych sfer życia, nawet tych religijnych, niezwykle ważnych dla twórczości T. Hrynacza: „prawdziwe życie zjawi się poniewczasie”, „to, co trwa nie jest naszym udziałem”. Szczególnie przejmujące są motywy, które dotyczą kwestii metafizycznych i stosunku do języka: „pismo powołuje tych, których życie jest po drugiej stronie”, „są tacy, którzy oczami wiary wzniecą ten ogień na nowo”, „język zawsze podległy wierze”.
Wspomniałem na początku recenzji, że bohaterem jest tu romantyk – samotny indywidualista, porzucony, nierozumiany, który staje się igraszką sił większych od niego, pierwotnych – dobra i zła. Wątek psychomachii wiedzie nas do czasów wcześniejszych niż romantyzm. Jeśli połączymy teatralizację, psychomachię, motywy apokaliptyczne (ogień, popiół) i anonimowego bohatera, otrzymamy konwencję średniowiecznego misterium.