Z domowych archiwów świdniczan ▪ Marian Twardowski

Interesującą pamiątką związaną z historią Zakładów Elektrotechniki Motoryzacyjnej w Świdnicy jest zdjęcie grupowe pracowników, wykonane w 1972 roku podczas obchodów 25-lecia powstania przedsiębiorstwa. Na odwrotnej stronie widnieje spis wszystkich osób znajdujących się na fotografii, który sporządził w porządku alfabetycznym według nazwisk Józef Kornel.

Barański Józef, Bieniowski Leszek, Chojnacki Marian, Gęborys Bronisław, Grzegocki Jan, Jawień Leopold, Kazmierczak Tadeusz, Klimczak Stefan, Kornel Józef, Kort Aleksander, Kulon Kazimierz, Leszkow Władysław, Miedziński Albin, Nakonieczny Eugeniusz, Pietraszko Henryk, Polowczyk Leon, Rolak Franciszek, Rolak Stanisław, Rudy Stanisław, Suchy Marian, Sójka Kazimierz, Szymański Eugeniusz, Szyszko Bolesław, Toruński Telesfor, Touszek Bolesław, Urbańczyk Adam, Winiowski Kazimierz, Wojnar Marian.

Józef Kornel pracował w tym zakładzie od 1948 roku. Sprawował w nim szereg odpowiedzialnych funkcji kierowniczych. Otrzymał wiele wyróżnień, podziękowań i odznaczeń – między innymi:

Srebrną Odznakę „ELMOT” za 15-letnią pracę w Zakładach Elektrotechniki Motoryzacyjnej w Świdnicy, Złotą Odznakę „ELMOT” za wytrwałą i nienaganną pracę w przedsiębiorstwie w okresie 20 lat, Złoty Znaczek Jubileuszowy „ELMOT” za wytrwałą i nienaganną pracę w przedsiębiorstwie w okresie 25 lat, Złoty Znaczek Jubileuszowy „ELMOT” za wytrwałą i nienaganną pracę w przedsiębiorstwie w okresie 30 lat, Złoty Znaczek Jubileuszowy „ELMOT” za wytrwałą i nienaganną pracę w przedsiębiorstwie w okresie 35 lat, Odznakę Zasłużony Pracownik ZEM.

***

Po zakończeniu wojny wśród licznej rzeszy przesiedleńców przybyłych na Ziemie Zachodnie były cztery siostry z Podlasia: Julia, Henryka, Stanisława i Maria Andrzejczuk. Rodzinną wioskę Próchenki (położona niedaleko Łosic) opuściły w 1946 roku. Do Świdnicy przyjechały transportem kolejowym. Ciekawostką jest, że wszystkie siostry znalazły zatrudnienie w spółdzielczej placówce handlowej „Świt”. O działalności tej placówki wspomina niewielka okolicznościowa publikacja „X-lecie wyzwolonej Świdnicy”, wydana przez Miejski Komitet Frontu Narodowego w Świdnicy w maju 1955 rok. Całość opracował kolektyw w składzie: Mieczysław Jasek, Janina Tołłoczko, Franciszek Jarzyna, Stanisław Kotełko, Franciszek Zalewski, Jan Wojnar.

Historia handlu uspołecznionego w Świdnicy rozpoczyna się w roku 1945, niemal od chwili wyzwolenia miasta przez Armię Czerwoną i walczące u jej boku oddziały polskie. Wówczas to powstała w Świdnicy pierwsza spółdzielcza placówka handlowa pod nazwą „Świt”, dysponująca początkowo tylko jednym sklepem (obecny sklep PSS nr 7 na rogu ulicy Jadwigi i Rynku). Spółdzielnia ta stawiała sobie zadanie rozprowadzenia wśród ludzi pracy towarów spożywczych i przemysłowych w okresie, gdy zaopatrzenie ludności napotykało jeszcze na poważne trudności, a osiedlający się w mieście pierwsi pionierzy zdani byli na łaskę lub niełaskę spekulantów, sprzedających dowożoną z województw centralnych żywności po wygórowanych, paserskich cenach.

Z tamtych pionierskich lat zachowała się fotografia przedstawiająca sklep „Świt” (dziś róg ulicy Grodzkiej i Franciszkańskiej) razem z jego personelem, w którym zostały uwiecznione cztery siostry. Na zdjęciu, od lewej strony: druga – Stanisława, czwarta – Henryka, szósta – Julia i na końcu Maria. Uwagę przykuwa także obfitość zaopatrzenia sklepu, bowiem za czasów PRL- u taki widok należał do rzadkości. Na odwrotnej stronie fotografii widnieje odręczny napis „Świt nr 7”. Julia, Stanisława oraz Maria pracowały w handlu do osiągnięcia ustawowego wieku emerytalnego.

***

W latach 1944-1946 miała miejsce fala przymusowych przesiedleń ludności polskiej z Kresów Wschodnich. O tych dramatycznych wydarzeniach przypomina współczesny witraż w kaplicy Kresowian w Bazylice Mniejszej, parafii wojskowo-cywilnej pod wezwaniem świętej Elżbiety we Wrocławiu. W dolnej części witraża widnieją herby miast kresowych: Lwowa, Wilna, Łucka, Tarnopola, Stanisławowa, Brześcia i Nowogródka. W październiku 1945 roku z Lwowa rozpoczął podróż „w nieznane na Zachód” Mieczysław Lisik z córką. Przed wyjazdem otrzymał kartę ewakuacyjną zastępującą dokument tożsamości. Karta zawierała napisy w języku ukraińskim i polskim:

Karta ewakuacyjna

Główny Pełnomocnik Tymczasowego Rządu Narodowego Rzeczypospolitej Polski.
Wydana dla ewakuacji z terytorium Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Ewakuuje się do R. P.
Karta ewakuacyjna numer 2409 Rejonowy Urząd Przesiedlenia we Lwowie 3 października 1945 roku.

Mieczysław Lisik z córką przekroczył granicę Polski 1 grudnia 1945 roku. Państwowy Urząd Repatriacyjny Punkt Etapowy w Zabrzu przyznał mu doraźną zapomogę w wysokości 150 złoty. Następnie 13 lutego 1946 roku otrzymał kartę ewidencyjną numer 7167. Zawierała ona następujące dane:

1. Nazwisko i imiona (imię używane podkreślić) – Mieczysław Lisik.
2. Data i miejsce urodzenia – 1 maja 1886 Lwów.
3. Imiona rodziców i nazwisko panieńskie matki – Jan i Maria Lisik.
4. Stan cywilny – wdowiec.
5. Imię i nazwisko panieńskie żony –
6. Dzieci (imię i wiek) – Albina 1930.
7. Inni członkowie rodziny przybywający z repatriantem.
8. Zawód – emeryt Przedstawicielstwa Tytoniowego.
9. Kiedy i skąd przybył – 20 grudnia 1945 roku z Lwowa.
10. Karta ewakuacyjna numer 2409 wystawiona przez Rejonowy Urząd Przesiedlenia Lwów.
11. Inne posiadane dokumenty –
12. Stan majątkowy przed ewakuacją: siedem arów ogrodu, dom murowany kryty blachą, komora pod blachą (komora – dawna nazwa pomieszczenia magazynowego, w szczególności spiżarni).
13. Majątek przywieziony: pościel, część mebli, naczynia kuchenne i bagaż osobisty.
14. Prawidłowość powyższych danych stwierdzam własnoręcznym podpisem Mieczysław Lisik.
15. Majątek przydzielony.
16. Zapomogę wypłacono w kwocie.
17. Kartę ewidencyjną przekłada się Wydziałowi Osadnictwa P.U.R. (Państwowy Urząd Repatriacyjny) Oddział w Katowicach.
18. Kartę ewidencyjną przesyła się Rejonowemu Inspektorowi Osadnictwa, Katowice.
19. Repatrianta osiedlono dnia.
20. Uwagi: mieszka w Opolu, ulica Rolna 7. Wyjeżdża do Świdnicy koło Kłodzka 12 lipca 1946 roku.

W Świdnicy Mieczysław Lisik z córką mieszkał przy obecnej ulicy Waleriana Łukasińskiego.

***

Na Ziemiach Odzyskanych swoją obecność zaznaczył kościół katolicki, który przyczynił się do polonizacji tych ziem, zarówno w wymiarze materialnym, jak i duszpasterskim. Należy zaznaczyć, że po zakończeniu wojny w interesie ówczesnych władz oraz Kościoła leżało trwałe zintegrowanie Ziem Zachodnich i Północnych z resztą kraju (na tych terenach nastąpiła niemal całkowita wymiana ludności). Jednak już jesienią 1947 roku komuniści rozpoczęli otwartą walkę z wpływami Kościoła. W Świdnicy zostały utworzone dwie parafie. 6 stycznia 1946 roku parafię pod wezwaniem świętego Wacława i świętego Stanisława objął ksiądz prałat Stanisław Marchewka, który przybył na Ziemie Zachodnie w 1945 roku za radą Prymasa Polski Kardynała Augusta Hlonda.

W tym miejscu warto przypomnieć księdza prałata Dionizego Barana. 30 września 1957 roku otrzymał on od biskupa Bolesława Kominka nominację na proboszcza parafii pod wezwaniem świętego Stanisława i świętego Wacława:

Tu przez z górą 30 lat dał się poznać jako gorliwy duszpasterz, świetny organizator, szczery patriota, człowiek o ogromnym autorytecie wśród wiernych, szanowany także przez przedstawicieli miejscowych władz, nie zawsze Kościołowi życzliwych.

Stefania Sarnicka

22 października 1946 roku, dla północnej i zachodniej części Świdnicy, powstała druga parafia przy kościele klasztornym Sióstr Urszulanek pod wezwaniem świętego Józefa Oblubieńca Najświętszej Marii Panny. Przez wiele lat zarządzał nią ksiądz prałat Józef Rzeczkowski, kapłan dawnej diecezji lwowskiej.

***

W 1928 roku w Świdnicy urodzili się: Armin Müller, Klaus Goldmann i Horst Adler. Po zakończeniu wojny opuścili rodzinne miasto i zamieszkali w strefach okupacyjnych w Niemczech, które były kontrolowane przez państwa alianckie – Armin Müller w Weimarze, Klaus Goldmann w Gauting pod Monachium a Horst Adler w Ratyzbonie. Każdy z nich z nostalgią wspominał czasy swojego dzieciństwa, a wraz z wiekiem pamięć o Świdnicy stawała się im bliższa. Co ciekawe, że wszyscy dali temu wyraz w swojej twórczości i zaangażowaniu.

Armin Müller (1928-2005) pisarz, poeta, dramaturg i scenarzysta. Po powstaniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej stał się jednym z czołowych poetów tego kraju. Pracował w radiu, gdzie często nadawano jego słuchowiska. Otrzymał też liczne wyróżnienia i nagrody literackie. W 1977 roku przyznano mu nagrodę literacką imienia Eichendorffa (otrzymywali ją autorzy i pisarze pochodzący ze Śląska oraz osoby, które zajmowały się kulturą tego regionu).

W 1965 roku wydał tomik poezji zatytułowany „Reise nach S” [„Podróż do S. (Świdnicy)”]. Günter Gerstmann, znawca literatury śląskiej XX wieku w opracowaniu „Armin Müller jako autor-pamięci o Świdnicy” podkreślił, że cykl wierszy Armina Müllera „Świdnica”, to niezwykły powrót do dzieciństwa i młodości autora w tym dolnośląskim mieście, a tym samym odkrywczy – wrażliwy rozdział naszej historii. Dopiero poszukiwanie wskazówek skłoniło autora do napisania obszerniejszego sprawozdania w formie powieści „Król lalek i ja” (wydana w 1986 roku), która jak uważa Armin Müller jest prawdopodobnie jego najlepszą książką i która została szeroko przyjęta zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Armin Müller parał się też malarstwem. W 2000 roku w Krzyżowej odbyła się wystawa jego obrazów. Następna prezentacja miała miejsce w 2004 roku w świdnickim Kościele Pokoju. Podczas uroczystego jej otwarcia powiedział:

…Zaproszenie do wystawienia moich obrazów w Świdnicy, moim rodzinnym mieście, głęboko mnie wzruszyło. Jeszcze raz przejść starymi drogami, jeszcze raz skierować wzrok na Ślężę, jeszcze raz przestąpić półmrok Kościoła Pokoju, w którego bezpośredniej bliskości dorastałem i w którym jako dziewięciolatek uczestniczyłem w nabożeństwie żałobnym mojego ojca. Ojczyzna, to jednak coś więcej niż tylko echo dzieciństwa. Żyją w nas nie tylko wspomnienia, które sami posiadamy. Jest również coś, co jeszcze tylko czasami słabo słyszymy.

Klaus Goldmann (1928-2006) często odwiedzał Świdnicę. W swoich wspomnieniach z 1990 roku „Świdnica dzisiaj”, napisał:

Świdnica jawi się zwiedzającym jako szare miasto, ale wydaje się, że najgorszy moment został ogólnie przezwyciężony. Od mojej wizyty w 1980 roku wydarzyło się wiele pozytywnych rzeczy. Fakt, że przez wiele lat nic się nie działo, wynikał zapewne też z faktu, że Polacy, którzy zostali tu przesiedleni po 1945 roku, to w większości sami przesiedleńcy, którzy mieli nadzieję na powrót do ojczyzny i początkowo nie czuli się z nią związani […]. Jadę w kierunku wsi Słotwina, zatrzymuję się na poboczu. Gdy spojrzałem w bok, zobaczyłem ogromny teren inwestycyjny. W tle było widać dźwigi i nowo wybudowane domy. To jest właściwie nowa Świdnica, bo przed rokiem 1945 w tym miejscu żołnierze wykonywali ćwiczenia […]. Trochę zaniedbane i wymagające odświeżenia miasto – ale ogólnie rzecz biorąc to moje rodzinne miasto.

Klaus Goldmann czynnie angażował się w działania na rzecz porozumienia polsko-niemieckiego. Ściśle współpracował z Fundacją Krzyżowa dla porozumienia europejskiego i Fundacją dla spraw kultury Śląska. Przez wiele lat przewodniczył w Stowarzyszeniu Badania i Konserwacji Śląskich Organów. Dzięki finansowemu wsparciu tej organizacji dawny blask odzyskały zabytkowe organy kościelne w Zielonej Górze, Legnicy, Wałbrzychu, Cieplicach (obecnie część miasta Jeleniej Góry), Krzeszowie, Grodziszczu i Strzegomiu. W latach 1990-1991 odnowiono także małe organy w Kościele Pokoju w Świdnicy. Klaus Goldmann był potomkiem jednej z najbardziej znanych rodzin kupieckich w Świdnicy. Firma handlowa założona w 1879 roku przez Oscara Goldmanna (seniora) zajmowała się detaliczną i hurtową sprzedażą artykułów żywnościowych. Jej główna siedziba mieściła się przy dzisiejszej ulicy Kazimierza Pułaskiego 18. Sprzedaż detaliczna odbywała się w kamienicy pod numerem 16 w Rynku. Do dziś na tej fasadzie znajduje się relief przedstawiający okręt handlowy oraz inicjały O.G., co oznacza Oscar Goldmann. Duży magazyn (zachowany do dnia dzisiejszego) znajdował się w oficynie kamienicy przy obecnej ulicy 1 Maja nr 7. Firma wyróżniała się nowoczesnymi urządzeniami i nowoczesnym sposobem handlowania. O jej zdolności do realizacji zamierzonych celów w sposób efektywny i wydajny w pełni oddaje poniższy fragment wspomnień Oscara Goldmanna (juniora):

Ciężarówka z przyczepą należąca do firmy, bezpośrednio na Odrze we Wrocławiu rozładowuje towary z barki z Hamburga. Ale za tym obrazem kryje się coś więcej. Jest to obraz, który uzmysławia gospodarność przedsiębiorstwa. Z poprzednich ogłoszeń wiecie już, że sami importujemy ważne dla życia produkty, takie jak śledzie z Anglii i Norwegii, rodzynki z Turcji, jabłka, morele i inne suszone owoce z Kalifornii, sardynki w oleju z Hiszpanii, migdały i cytryny z Włoch i wiele innych. Towary docierają do Wrocławia najtańszą drogą, drogą wodną, i tam są przez nas odbierane. Metoda ta zwiększa naszą efektywność i pozwala nam, jak już wspomniano, zagwarantować sobie i Państwu marże zysku w handlu, których potrzebujemy, aby działać rentownie.

Horst Adler (1928-2014) historyk z wykształcenia i kolekcjoner z zamiłowania. Wybitny znawca dziejów Świdnicy. Zgromadził imponujący zbiór: monet, medali, dokumentów, obrazów, książek, pocztówek, czasopism, zegarów wytwarzanych kiedyś w Świebodzicach czy dawnej porcelany produkowanej w Jaworzynie Śląskiej itp., eksponatów związanych ze Świdnicą i regionem świdnickim. W 1994 roku swoją kolekcję przekazał na własność miastu Görlitz. Została ona umieszczona w Bibliotece Górnołużyckiej pod nazwą „Sammlung Adler”. Ze wspomnień z dzieciństwa Horst Adler dobrze zapamiętał „Święto Bolka” („Bolkofest”), obchodzone po raz ostatni w lipcu 1936 roku. Po latach w jednym z opracowań historycznych napisał (fragment):

Całe miasto z niecierpliwością oczekiwało na święto, które dzięki odpowiednim dekoracjom wprowadzało gości i mieszkańców w radosny nastrój. Przypominało to obraz sprzed wielu stuleci, bowiem obchody tego święta miały wielowiekową tradycję. „Święto Bolka” narodziło się dla upamiętnienia (legendarnego) założenia cechu strzeleckiego przez Bolka I Świdnickiego w 1286 roku. Wywodzi się z zawodów strzeleckich, które odbyły się po raz pierwszy w 1588 roku. W XIX wieku obchodzono je w latach 1804, 1818 i 1836 (podczas 550 rocznicy Bolko I pojawił się po raz pierwszy w uroczystym pochodzie w zbroi). Podjęto wówczas decyzję, aby to wydarzenie odbywało się regularnie co dwa lata. Miało to miejsce w latach 1838, 1840 i 1842 (już na mniejszą skalę), a następnie ponownie w 1861 roku. Około 1861 roku, w odręcznych dodatkach Juliusa Schmidta do jego „Historii miasta Świdnicy” znajduje się notatka: „W lipcu 1861 roku po raz pierwszy „Bolkofest” na wniosek skarbnika miejskiego Emericha: Czas trwania osiem dni”. I dopiero teraz zapoczątkowano tradycję kontynuowania obchodów tego święta co 25 lat. Od 1886 roku, kiedy obchodzono 600-lecie istnienia cechu Wilhelm Schirrmann w „Kronice miasta Świdnicy” podaje: Od 11 do 18 lipca bractwo strzeleckie obchodziło swoje 600-lecie z powszechnym udziałem mieszkańców. Uroczystość zaszczycił swoją obecnością marszałek polny hrabia Moltke. W odświętnym pochodzie wzięło udział 1000 strzelców z miasta i prowincji, niosących flagi i inne odznaki, korpus oficerski, władze miejskie oraz duża liczba klubów. Liczne platformy festiwalowe zwłaszcza książę Bolko na koniu w lśniącej zbroi, jego rycerze i giermkowie, liczni heroldowie konni, a także oddział kawalerii zapełniły wspaniały kolorowy obraz. Z okazji 600. rocznicy cechu strzeleckiego połączonej z świętem Bolka oraz z 11. Śląskimi Federalnymi Zawodami Strzeleckimi, Świdnica 11-18 czerwca 1886 rok, została wydana broszura pod znamiennym tytułem „Piff, Paff, Puff!”

Horst Adler zmarł 1 grudnia 2014 roku w Ratyzbonie. Należy wspomnieć, że w 42. tomie „Rocznika Świdnickiego” w rozdziale – Z żałobnej karty – ukazał się tekst poświęcony Horstowi Adlerowi. Możemy w nim przeczytać:

Odszedł człowiek zawsze życzliwy, chętnie służący pomocą, niezmiernie zasłużony dla swojego rodzinnego miasta. „Świdnickie dziecko na wskroś” – napisał o Adlerze jeden z jego niemieckich przyjaciół.

***

W 1992 roku Telewizja kablowa „Tele-Raj”, Świdnica Rynek 38, wydała kasetę wideo VHS promującą historyczne miasto Świdnicę. Na okładce oprócz logo telewizji kablowej umieszczono dwie grafiki przedstawiające najważniejsze zabytki miasta kościół parafialny pod wezwaniem świętego Stanisława i świętego Wacława (od 2004 roku katedra), ewangelicki Kościół Pokoju oraz ówczesny herb miasta wizerunek gryfa.

***

W czasie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, 19 kwietnia 1966 roku Miejska Rada Narodowa powzięła uchwałę – Nr IX/38/66 – o zmianie herbu Świdnicy. Godłem miasta przez 33 lata stał się odtąd czerwony gryf, wspięty w prawo, w srebrnym (białym) polu. Na początku lat 90. coraz częściej pojawiały się głosy, aby powrócić do dawnego czteropolowego godła nadanego Świdnicy 19 listopada 1454 roku przez króla Czech i Węgier Władysława Pogrobowca, gdzie gryf był jednym z czterech elementów tarczy herbowej. O tej wyjątkowej atmosferze przypominają nagłówki z lokalnych gazet, które wyrażają ogrom emocji, jakie towarzyszyły podczas wymiany poglądów wśród historyków, radnych, jak i mieszkańców Świdnicy – na temat zmiany wizerunku herbu:

„Gryf czy czteropolówka?”, „ Batalia o herb, czyli korona jak żyrandol”, „Herb zmora radnych”, „Polowanie na czerwonego dzika”, Sonda tygodnia – Jaki herb?”, Poprawianie historii czyli skandaliczna decyzja radnych”, „Na północny-zachód”, „Jednak czteropolowy”, „Nowy dawny herb” i ostatni „Powrót do normalności”. Duże zamieszanie oraz przysłowiowej oliwy do ognia dolała jedna z propozycji Centrum Heraldyki Polskiej w Warszawie aby czarne pola, na których umieszczone są złote korony, zastąpić tłem błękitnym. Ostatecznie czteropolowy herb Świdnicy został zatwierdzony przez Radę Miejską w dniu 28 stycznia 1999 roku.

***

Niekonwencjonalnym sposobem przekazania informacji przyszłym pokoleniom wykazali się mieszkańcy Świdnicy. Wiosną 2013 roku w jednej z sal Wieży Ratuszowej wystawiono Skrzynię Pamięci Świdniczan, do której można było włożyć swoją osobistą pamiątkę. 24 kwietnia 2014 roku na skwerze przy ulicy Franciszkańskiej stanął pomnik przedstawiający gromadkę dzików autorstwa wrocławskiego artysty rzeźbiarza Grzegorza Łagowskiego, według pomysłu Aleksandra Mazija. W otoczeniu dzików znajduje się symboliczna skrzynia (zamknięta na kłódkę) z czteropolowy herbem Świdnicy. A druga skrzynia, do której wcześniej włożono różne pamiątki, została schowana w specjalnej krypcie pod pomnikiem przed jego zainstalowaniem. Skrzynia Pamięci Świdniczan będzie otwarta za sto lat.

***

Do szczególnych pamiątek w domowych biblioteczkach świdniczan należy powieść historyczna „Rapsodia Świdnicka” autorstwa Władysława Grabskiego. W 2025 roku przypada 70. rocznica jej pierwszego wydania – staraniem katolickiego wydawnictwa „Pallottinum” w Poznaniu (wydawnictwo istnieje do dziś). Ozdobę książki stanowi wyjątkowa galeria portretów bohaterów powieści wykonanych węglem przez żonę pisarza Zofię Wojciechowską-Grabską. Kilka lat temu na łamach „Rocznika Świdnickiego” (tom 45 i 46) Wojciech Koryciński pisarz, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, inicjator wielu wydarzeń promujących literaturę na Dolnym Śląsku opublikował interesujący esej, z którego chciałbym przytoczyć mały fragment:

„Rapsodia Świdnicka” W.J. Grabskiego jest powieścią z pogranicza polityki, literatury i filozofii, zawierającą program intelektualny, który warto skonfrontować z teraźniejszym sposobem myślenia – i w tym sensie wartość tego utworu nie wyczerpuje się w zamkniętej formule powieści historycznej. Moim zdaniem Rapsodia była w czasach, gdy autor ją pisał, i jest nadal, po ponad półwieczu – niekoniecznie z woli autora – swoistą grą z historią i współczesnością, przez co nabiera charakteru ponadczasowego. Zatem nadal może stanowić i stanowi punkt odniesienia do rozważań na temat tożsamości świdniczan.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top